30.07.2024 / 15:53
StoryEditor

Renata Naglik, laureatka plebiscytu Franczyzowy Superbohater 2024. Czym się wyróżniła?

Renata Naglik

Renata Naglik, laureatka plebiscytu Franczyzowy Superbohater 2024, prezesem Spółdzielni Brennna została, bo... miała za dużo wolnego czasu. Za jej rządów liczba sklepów zwiększyła się trzykrotnie, a biznes nadal dynamicznie się rozwija.

image

Renata Naglik

FOTO:
Spółdzielnia Brenna to efekt transformacji tamtejszego GS-u, który prowadził piekarnię i sklepy. Renata Naglik trafiła tam w 2006 r., po 12 latach pracy w biurze rachunkowym, została główną księgową. Nauczona nieco bardziej korporacyjnego i nowoczesnego podejścia, ekspresowo radziła sobie z zadaniami. Nikt nie przychodził i o nic nie pytał, co po czasach niekończących się telefonów od klientów było lekkim szokiem. W pewnym momencie zwyczajnie zaczęło brakować jej wyzwań. Została więc nieformalnie prawą ręką swojej pani prezes.

– Zaczęłam wyjeżdżać z nią na różne wydarzenia, załatwiać rozmaite rzeczy. Po dwóch latach zostałam członkiem zarządu, a po jej przejściu na emeryturę – prezesem. To była świetna droga, bo byłam przygotowywana do tej funkcji przez kilka lat. Uczyłam się wielu rzeczy i poznawałam ludzi. Odwiedziłam wszystkie okoliczne urzędy miast, starostwa powiatowe i sanepidy – relacjonuje Naglik.

Duże wyzwanie na dzień dobry

Na dzień dobry przyszło jej poradzić sobie z dużym wyzwaniem, jakim było otwarcie nowego sklepu. Budowa rozpoczęła się 1 kwietnia, a otwarcie zaplanowano na 30 czerwca. Tempo było szalone, ale się udało. To był pierwszy sukces w roli prezesa.

Szefowa Spółdzielni Brenna przyznaje, że całkowity zwrot w jej podejściu do handlu i biznesu nastąpił niedługo potem. Dwa poprzednie, a także nowo otwarty sklep działały pod szyldem Delikatesów Centrum. Organizatorzy sieci (grupa Eurocash) czasami, w nagrodę za zrealizowanie celów sprzedażowych, zabierają swoich franczyzobiorców w ciekawe miejsca.

– W trakcie takiego wyjazdu jeden z kolegów przy kolacji powiedział mi: "Wiesz Renia, jak co roku nie widzę na koncie kolejnego miliona złotych, to znaczy, że to był słaby rok". Na początku nie wierzyłam w to, co mówi. Jaki milion? Jak spółdzielnia nie przynosiła strat to wszyscy wokół już bili brawo. To otworzyło mi oczy, bo przecież skoro on potrafi, to czemu nie ja? Pomyślałam, że trzeba się spiąć i spróbować ten milion zarobić. To dało impuls do dalszego rozwoju – relacjonuje, dodając, że złych doradców także nie brakowało. Słyszała niejednokrotnie, że otwieranie nowych sklepów to samobójstwo…

Nie wyprzedawać majątku

Jednak dawny GS w Brennej rósł w siłę i otwierał kolejne sklepów – również we współpracy z Eurocashem. Obecnie spółdzielnia prowadzi 10 placówek pod szyldem Delikatesy Centrum i dwa Groszki. Delikatesy Centrum to punkty o powierzchni od 100 do 500 mkw., generujące od 300 tys. do miliona złotych miesięcznego obrotu. Wszystkie idą z duchem czasu – są na bieżąco doposażane, wstawiono do nich zamykane regały chłodnicze, a tam, gdzie było to możliwe, na dachu zainstalowano fotowoltaikę.

Prezes spółdzielni podkreśla, że wsparcie ze strony sieci franczyzowej pomaga rywalizować na rynku. To nie tylko kwestia lepszych warunków zakupowych, ale też wyglądu sklepów i szkolenia pracowników. Do tego dochodzi marketing i budowanie rozpoznawalności. Spółdzielnia ma się na tyle dobrze, że prowadzi ekspansję i przejmuje okoliczne sklepy. Tak było z placówką należącą do PSS w Pszczynie. Brenna kupiła budynek od syndyka, dwukrotnie go rozbudowała i zwiększyła obroty o jedną trzecią. Podobnie było z placówkami w Bielsku-Białej i Zebrzydowicach.

W czym tkwi tajemnica sukcesu? Renata Naglik podkreśla, że kluczowe jest rozsądne gospodarowanie pieniędzmi i zaangażowanego personelu, ale nie ukrywa, że kilku decyzji żałuje.

– Żeby sfinansować otwarcie trzeciego sklepu, sprzedaliśmy nieruchomość. Wtedy wydało się nam się, że działki i budynki są niepotrzebne, ale dzisiaj wiedziałabym, co z nimi zrobić i moją zasadą jest nie sprzedawać niczego, chyba że zabraknie na pensje dla pracowników – mówi.

Do sklepów klientów przyciąga przede wszystkim rozbudowana lada mięsna i regały z pieczywem. Spółdzielnia współpracuje z lokalną masarnią, a bułki i chleby wypieka sama – we własnej piekarni i na własnym zakwasie według receptury sprzed 40 lat. Wiele GS-ów i PSS-ów w całej Polsce miało własne piekarnie, ale nie wszystkie przetrwały. W Brennej przynosi ona zyski i dostarcza pieczywo nie tylko do własnych sklepów, ale również innych lokalnych placówek detalicznych oraz miejscowych szkół i przedszkoli.

Do spółdzielni należą też hotel i restauracja. Obiekt, w którym się one znajdują, powstał w latach 80., a później został wynajęty. Popadł w ruinę, ale gdy spółdzielnia nieco się odbudowała, znów zaczęła prowadzić tam biznes na własną rękę. Efekt jest taki, że restauracja działa pełną parą, a hotel oferuje 11 pokoi. To doskonała baza wypadowa na pobliskie stoki w Wiśle czy Szczyrku. Handel pozostaje jednak najważniejszy, odpowiada za 70-80 proc. przychodów spółdzielni.

Cztery sklepy do emerytury

Pytana o największe wyzwania czekające firmę w najbliższym czasie jej prezes bez wahania odpowiada – system kaucyjny.

– Wydatki będą ogromne. Czekamy na oferty, które przygotowuje dla nas sieć. Obligatoryjnie do systemu będzie musiało przystąpić osiem z dziesięciu sklepów Delikatesy Centrum, ale zastanawiamy się nad włączeniem wszystkich. Klient jest wygodny, będzie szukał butelkomatów. Jeśli ich nie znajdzie, pójdzie do innego sklepu i tam zrobi zakupy – mówi Naglik. Szefowa spółdzielni rozważa zbiórkę automatyczną we wszystkich wspomnianych sklepach, przy czym automaty najprawdopodobniej staną na zewnątrz placówek.

Dużym wyzwaniem w najbliższych latach będzie też niezdrowa konkurencja. Pytana o to, jak ocenia wojnę cenową Biedronki i Lidla oraz wzajemne wymienianie się przez te sieci "uprzejmościami" Renata Naglik odpowiada dosadnie:

– Uważam, że to jest niesmaczne, a nawet wulgarne. Konsumenci dostrzegają sztuczność i są tym zmęczeni.

Nasza rozmówczyni zauważa, że przynajmniej w regionie, w którym działa spółdzielnia nadal otwiera się wiele sklepów. Jej zdaniem za dużo. Postuluje więc o wprowadzenie rozwiązań niemieckich i holenderskich, zakładających określoną powierzchnię handlową w przeliczeniu na daną liczbę mieszkańców.

– W Polsce zaczynamy uprawiać kanibalizm. Duże sieci otwierają sklepy na początku i końcu wsi, a ludzie, którzy dojeżdżają do pracy w mieście, kupują po drodze. Sklepy w środku miejscowości mają problem. Boję się, że będziemy prowadzić biznes na skraju opłacalności – podkreśla Renata Naglik.

Spółdzielnia znaczy dla niej wiele. W czasie pandemii kupowała na Allegro maseczki w hurtowych opakowaniach, a później wieczorami wraz z rodziną przepakowywała je do mniejszych paczek, sprzedawanych potem w sklepach. – Sama widzę potrzebę zaangażowania się, znam wielu prezesów, którzy są dla mnie wzorem, a ich spółdzielnie nadal mają się nieźle – mówi.

Jej ambicje zawodowe są jasne – nowe sklepy. Niegdyś placówki należące do GS-ów miały swoje numery. W przypadku Spółdzielni Brenna najwyższy numer to 16 – spółdzielnia niegdyś dysponowała tyloma placówkami. – Moją ambicją jest powrót do tej liczby. Na tę chwilę mamy 12 sklepów. Celem jest więc otwarcie kolejnych czterech. Szukamy lokalizacji pod nowe placówki i możliwości przejęć już działających biznesów – mówi Renata Naglik.

Renata Naglik została laureatką konkursu Franczyzowy Superbohater 2024. Statuetkę odebrała podczas gali podsumowującej tegoroczną edycję kongresu Retail Trends. Zdjęcia z gali można zobaczyć tutaj.

 

 

16. wrzesień 2024 19:15